Samolotem nad morze – cz. II

Previously on biegatata.wordpress.com:

Z Małą T. pojechaliśmy via Poznań Główny, Warszawę Centralną i Modlin PKP na lotnisko Modlin, skąd udaliśmy się – niczym Maklakiewicz i Himilsbach – samolotem do Gdańska.

Niedziela, 10.08, Gdańsk.

Jedziemy na plażę. Co prawda czas mieliśmy mocno ograniczony, ale kto by się tym przejmował? W torbie ręczniki, spray z filtrem UVA/UVB faktor 50, kąpielówki i strój Tośki… dobre humory dopisują. Chwilka autobusem, dłuższa chwilka tramwajem (kolejny środek lokomocji zapisany na koncie Wyprawy) i Brzeźno Plaża welcome to 🙂

20140810_101007 20140810_101021 20140810_102628

Ludzi na szczęście nie było Całe Mnóstwo, więc położyliśmy nasz tobołek (w przeciwieństwie do 99.99% plażowiczów nie mieliśmy zamiaru leżeć na ręcznikach) tuż przy samym brzegu i siup do wody… To znaczy Tośka wleciała na żywioł, ja nieco bardziej ostrożnie. Spodziewałem się, że Bałtyk będzie chciał za pomocą temperatury odgryźć mi nogi w kostkach, ale nie… nie było tak źle. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że woda była całkiem ciepła. Troszkę poskakaliśmy przez fale, Tosia trochę fale goniła, a potem przed nimi uciekała, chwilę szukała muszelek, które obiecała przywieźć Mamusi znad morza i po godzinie z minutami obraliśmy kierunek na przystanek tramwajowy.

20140810_110015 20140810_114613 20140810_114631

Powrót do domu, obiad (mmm… pomidorówka) i trzeba było zbierać się na dworzec. Kolejny raz ucieszyłem się, że bilety mam już dawno kupione i wydrukowane, więc nie20140810_160634 musimy stać w kolejkach… Weszliśmy na peron, a tam Tłum Ludzi. Stojo i patrzo. Niektórzy siedzo. Dobrze, że mamy miejscówki – pomyślałem. Część Tłumu Ludzi wsiadła do pociągu, który jechał do Łodzi (osobowy, wyglądał zupełnie jak ten, którym dzień wcześniej jechaliśmy z Poznania do Warszawy), ale wciąż przybywali nowi.

W końcu wjechał nasz pociąg – z lektury przed podróżą wiedziałem, że TLK 56100 „Mieszko” wiosną tego roku został wyposażony w nowiutkie wagony o wysokim standardzie – szybko znaleźliśmy nasz wagon, wsiadamy…

…i pełno ludzi w każdym wagonie…

Dobrze, że mamy miejscówki – pomyślałem ponownie, widząc ile ludzi stoi i siedzi na korytarzu. W przedziale okazało się, że na jednym z naszych miejsc siedzi Jakaś Pani, ale gdy powiedziałem, że mamy przypisane miejsca 45 i 46, uśmiechnęła się nieśmiało, zabrała torebkę i wyszła na korytarz.

No i skończyło się siedzenie… – skomentowała stojąca na korytarzu Jakaś Starsza Pani, która okazała się później Mamą Jakiejś Pani (chyba, że tamta po prostu mówiła do innych Pań „Mamo”).

Siedzimy. Przedział super – niby 2. klasa, ale tylko 6 foteli, klimatyzacja, nad drzwiami mały ekran, na którym wyświetlane są informacje na temat prędkości, kolejnych stacji czy temperatury na zewnątrz. Normalnie luksus, panie… W Tczewie Przemiły Pan Konduktor poinformował pasażerów (przez interkom), że z powodu utrudnień, pociąg TLK Mieszko ma 15 min. opóźnienia. W Bydgoszczy nadal mieliśmy 15 min spóźnienia, ale nadrobiliśmy je do Inowrocławia… skąd wyjechaliśmy z 15-minutowym opóźnieniem, spowodowanym …interwencją policji do podróżnych… jak nas zawiadomił PPK.

20140810_170525 20140810_195618W Gnieźnie pozostali pasażerowie z naszego przedziału (Zuzia, Janek i ich Babcia + Ewa, która nie wiem, kim była) wysiedli i na ich miejsce usiadła Jakaś Pani z Mamą oraz Bardzo Zmęczona Pani z Panem. Mniej więcej 60 sekund później przyszła Dziewczyna i oznajmiła, że jest właścicielką miejscówki na miejsce zajmowane obecnie przez Bardzo Zmęczoną Panią. BZP spojrzała smutnym wzrokiem na Dziewczynę, później na swojego Towarzysza… ten tylko troszkę jęknął, podniósł się i wyszedł z powrotem koczować na korytarzu. BZP usiadła na jego miejscu, Dziewczyna usiadła na swoim. 30 sekund później przyszła Dziewczyna nr 2 i powiedziała, że ma miejscówkę na miejsce zajmowane w tej chwili przez BZP. BZP chciała chyba spojrzeć na kogoś smutnym wzrokiem, ale akurat nikogo takiego nie było na miejscu, więc się podniosła i wyszła na korytarz.

20140810_195210 20140810_170536

Chwilę później Jakaś Pani z Mamą (które siedziały koło Tosi) stwierdziły, że się zlitują nad BZP i jak się lekko ścisną, to jakoś się we 3 na dwóch fotelach zmieszczą. Ścisnęły się, zawołały BZP, która z zaproszenia chętnie skorzystała. Widząc, że to siedzenie 20140810_194607nie należy do komfortowych, wziąłem Tosię do siebie na kolana, a im zaproponowałem, żeby się jednak swobodnie
rozsiadły. Szczególną ulgę zauważyłem u Jakiejś Pani, która przyznała, że siedzenie na łączeniu dwóch foteli nie należy do najwygodniejszych… i tak, w wesołym towarzystwie pojechaliśmy dalej.

Ola powiedziała, że po nas przyjedzie na dworzec, więc jej obiecałem, że dam znać, gdy wyjedziemy z Gniezna (ok. 35 min do Poznania). Zadzwoniłem, powiedziałem, że jesteśmy nieco spóźnieni i że do zobaczenia. Chwilę po moim telefonie, pociąg zatrzymał się w polu… potem pojechał bardzo wolno (wg ekranika nad drzwiami 36 km/h), potem troszkę szybciej, aż w końcu zatrzymał się na stacji Kobylnica (ekranik nad drzwiami pokazywał, że do Poznania Głównego zostało 13 min.). Chwila konsternacji, konduktorzy wysiedli, gdzieś zadzwonili i zaczęli wyglądać na zatroskanych. Nagle wszyscy (łącznie z pasażerami, których ciekawość wyprowadziła na peron) wrócili biegiem do wagonu. Ruszyliśmy… Najpierw powoli, jak żółw ociężale, a potem nie szybciej, bo ciągle ospale… Z głośnika popłynął znany i lubiany głos Pana Konduktora:

Z powodu utrudnień w prowadzeniu ruchu pociągów, pociąg TLK Mieszko pojedzie objazdem przez stację Poznań-Franowo i do stacji Poznań Główny dojedzie z minimum 40-minutowym opóźnieniem.

Później okazało się, że utrudnienia, to powalone drzewo leżące na torach.

Zadzwoniłem do Oli i przekazałem jej Radosną Nowinę. Ona stwierdziła, że wraca w takim razie do domu; ja powiedziałem, że sobie poradzimy. Objechaliśmy cały Poznań20140810_210839 dookoła i już prawie dotarliśmy na miejsce, kiedy zadzwonił Sąsiad Piotr i zaproponował, że po nas przyjedzie – nie powiem, ucieszyłem się z tej propozycji, bo Tośka wykazywała już pierwsze oznaki zmęczenia i chciałem jak najszybciej dostarczyć ją do do domu. Dojechaliśmy do Poznania Gł.

Chwilkę czekaliśmy na transport, przyjechał Piotr (niniejszym jeszcze raz serdecznie dziękuję 🙂 ) i odwiózł nas do Lubonia… Nasza wyprawa dobiegła końca. Myślę, że była niezwykle udana i jak dla mnie, był to jeden z fajniejszych weekendów. Tosi chyba też się podobało („Najbardziej samolot!”) i mam nadzieję, że za jakiś czas znowu sobie urządzimy taką kolejowo-lotniczą podróż dla frajdy 😀

20140810_213948

Samolotem nad morze

Samoloty są wszędzie – t-shirt z takim napisem dostałem jakiś czas temu od Oli i bardzo go lubię. Lubię też samoloty i latanie, i wszystko to, co z lotnictwem komunikacyjnym jest związane.

Dlatego, gdy Ryanair ogłosił otwarcie kierunków krajowych w atrakcyjnych cenach, pomyślałem, że żal będzie nie skorzystać i sobie gdzieś nie polecieć. Szczególnie, że dwa lata temu nie załapałem się na ofertę OLT, który – jak wiemy – zbyt długo na naszym niebie nie zagościł i tak jak spektakularnie rozpoczął swoją działalność, tak ją zakończył. Któregoś czerwcowego wieczora przeglądałem stronę Ryanair i udało mi się znaleźć Naprawdę Tanie Bilety – 25 zł za osobę. Z Modlina (WMI) do Gdańska (GDN), na sobotę 9. sierpnia. A co tam – pomyślałem – wezmę Tośkę i sobie polecimy. Będzie frajda… mam nadzieję, że dla nas obojga.

Po jakimś czasie (już w lipcu) zacząłem się rozglądać za opcjami dojazdu do Modlina i powrotu z Gdańska do Poznania. Na ten drugi etap rewelacji nie było, bo za bilety dla nas (mimo promocji) zapłaciłem ok. 80 zł, ale za to bilety Poznań Główny-Warszawa Centralna kupiłem za… 15 zł, więc nie miałem powodów do narzekania. Do tego dojazd z Wawy na lotnisko w Modlinie – 30 zł, bo niestety Koleje Mazowieckie w ofercie Bilet Lotniskowy nie przewidują żadnych zniżek. Od momentu zakupu biletów, nie mogłem się doczekać soboty, 9. sierpnia. Na szczęście w końcu wzięła i nadeszła…

Na dworzec odwiozła nas Ola z Leoncjuszem, a potem byliśmy zdani już tylko na siebie. Dzięki temu, że bilety na pociąg mieliśmy kupione i schowane bezpiecznie w plecaku, mogliśmy spokojnie ominąć kolejki do kas i poszliśmy od razu na peron 1. Zdawałem sobie sprawę, że pociąg InterRegio 71104 „Babie Lato” jest obsługiwany Elektrycznym Zespołem Trakcyjnym EN-57, ale po cichu liczyłem, że będzie to jednostka po modernizacji wnętrza do Znośnych Standardów. E-e. Nie ma tak dobrze… pociąg stał, czekał, weszliśmy do środka, do pustego jeszcze wagoPoznań Gł - my i Babie Latonu, a tam – jak za starych, dobrych czasów: siedzenia z zielonej dermy i okna, które po otwarciu natychmiast się zamykają. Bajka. Po raz kolejny PKP Przewozy Regionalne się specjalnie nie popisały.

 

13:30 – ruszyliśIR71104 - "Babie Lato"my. Plusem tego przejazdu (poza ceną) był, fakt, że pociąg po wyjeździe z Poznania zatrzymuje się tylko w Koninie, Kole i Kutnie, więc podróż do Warszawy trwa 3h20min, co jest wynikiem nienajgorszym. Chociaż, to trochę tak, jakby siedzieć 3h20min w szklarni, w której ruch powietrza, mimo pootwieranych okien (tych, które się natychmiast nie zamykają), jest dość znikomy. Dla zabicia czasu, troszkę pograliśmy sobie w karty Rio2, Tosia troszkę pobawiła się tabletem, który wspaniałomyślnie wypożyczyła nam jej mamusia… ale najwięcej frajdy miała chyba z wiązania linek, które akurat miałem przy sobie. Ogólnie – do Warszawy dojechaliśmy bez przygód i co najważniejsze – na czas: o 16:50 wysiadaliśmy w Warszawie Centralnej. Do kolejnego pociągu zostało nam 25 minut, więc poszliśmy jeszcze na jakąś niezdrową przekąskę. Skończyło się na frytkach i „kurczaczkach”… piszę „kurczaczkach”, bo nie jestem taki całkowicie przekonany, że tam rzeczywiście jest kurczak w środku.

Frytki i kurczacElf KMzki prawie-prawie zdążyliśmy zjeść, gdy na peron wjechał pociąg Kolei Mazowieckich z Lotniska Chopina do Modlina. Podobnie jak Koleje Wielkopolskie, KM zainwestowały w nowoczesne pociągi Elf z bydgoskiej Pesy, więc 45-minutowa podróż upłynęła nam w ciszy, spokoju i – przede wszystkim – chłodzie.
Na dworcu Modlin czekał już autobus KM, który zawiózł nas pod same drzwi terminalu lotniska. W autobusie Tosia chciała koniecznNa wysokim końcuie usiąść na samym tyle, gdzie siedzenia były podniesione o dwa wysokie stopnie… najpierw troszkę protestowałem, mówiąc, że obok jest silnik i na pewno będzie gorąco, ale w końcu pomyślałem, że jak byłem w jej wieku, też uwielbiałem siadać na tych wysokich siedzeniach na samym końcu, więc poszliśmy się tam wdrapać… Na lotnisku byliśmy o 18:15.

Port Lotniczy Warszawa-Modlin (WMI). Pewnie każdy coś o nim słyszał – chyba najwięcej przy okazji kłopotów z pasem startowym, który na kilka miesięcy wyłączył całkowicie go z użytku dla samolotów pasażerskich, co spowodowało rezygnację z usług lotniska T&P na WMIprzez Ryanair i Wizzair. Irlandzki przewoźnik ostatecznie powrócił do Modlina, natomiast węgierski Wizz jak na razie się na powrót nie zdecydował. W tej chwili linia lotnicza Michaela O’Leary jest jedyną, która operuje z WMI, dlatego dość zabawnie brzmią komunikaty „Pasażerów udających się do Salonik liniami lotniczymi Ryanair, prosimy o przechodzenie do wyjścia numer 3.” A może są zabawne tylko dla mnie 🙂

Po krótkiej wizycie w kiosku, przeszliśmy z Tosią przez kontrolę karty pokładowej, kontrolę bagażu (tu spodziewałem się pytania: A do czego panu są te linki, hę? ale takie nie padło) i po chwili byliśmy w strefie odlotów. Nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć, ale jest tam jakaś knajpka, jest sklep wolnocłowy – ot, takie małe, nowoczesne lokalne lotnisko z dużym potencjałem. Odlot do Gdańska (lotem FR5033) mieliśmy zaplanowany na 19:20. Na płycie stał jeden samolot, który za chwilę miał lecieć do Salonik. Naszej maszyny jeszcze nie widać. Nie ważne… kiedy o 18:40 obsługa podała komunikat Pasażerów udających się do Gdańska liniami lotniczymi Ryanair, lot 5033, prosimy o przechodzenie w kierunku Pasażerów odlatujących do Salonik...wyjścia numer 4A.”, wszyscy, którzy do tej pory siedzieli spokojnie na krzesełkach, jak na komendę wstali i… tak jest! uformowali Kolejkę. Kolejka musi być… nawet jeśli
jeszcze samolot nie przyleciał… a skoro nie przyleciał, to raczej też nie odleci. Nieistotne – kolejka, rzecz święta.

Chcąc, nie chcąc, stanęliśmy z Tośką gdzieś na końcu (nie spodziewałem się, że w sobotę wieczorem takie tłumy będą lecieć z Wawy do GdańB738 EI-EMBska) i czekamy. Nasz samolot (Boeing 737-800, EI-EMB) przyleciał ok. 19:10 i po tym, gdy wysiedli z niego wszyscy przylatujący do Modlina, rozpoczęła się procedura boardingu, czyli wpuszczania nas na pokład. Ponieważ od jakiegoś czasu Ryanair stosuje politykę numerowanych miejsc (oczywiście chodzi o to, żeby jak najwięcej osób skorzystały z opcji kupienia sobie wybranego miejsca – za, bagatela 10 EUR/GBP), udało się nam w miarę sprawnie zająć nasze miejsca 21D/21E… niestety, tym razem nie mieliśmy miejsca przy oknie i Tosia zdecydowała się, że woli siedzieć przy przejściu. Dla mnie zostało miejsce w środku. Może być.

20140809_194201 20140809_190527

20140809_190612

Po jakimś czasie zostaliśmy wypchnięci spod bramki i rozpoczęliśmy kołowanie na pas startowy. Jedziemy, jedziemy… Tosia pyta:

  • Tata, dokąd tak jedziemy?
  • Jak to dokąd? Do Gdańska.
  • Naprawdę?!

Po wjechaniu na pas startowy, samolot bez zatrzymywania się od razu zaczął przyspieszać do prędkości startowej – Tośce w tym momencie uśmiech zawinął się dookoła twarzy 😀 Foxtrot Romeo 5033 - permission for take off...

19:30 – oderwaliśmy się od pasa. Lecimy. Najpierw dość strome wznoszenie, później lekkie wyrównanie. Tośka, czując, że samolot lekko „opada” dość głośno skomentowała:

  • Tata! Lecimy w dół! 😀

Chyba nie wszystkim taka obserwacja przypadła do gustu… szczególnie, że chwilę wcześniej – jeszcze na ziemi – chłopak siedzący za nami mówił do swojej dziewczyny, dość intensywnie się wachlując gazetą:

  • Przestań! bo zaraz dostanę przez ciebie ataku paniki…

Lot przebiegł bardzo spokojnie:

  • 19:30 – start z pasa na lotnisku Warszawa-Modlin
  • 19:40 – kapitan wyłączył sygnalizację „Zapiąć pasy”
  • 19:42 – przez kabinę przeszedł szybkim krokiem jeden z członków Cabin Crew z kuponami na loterię (chyba nikt nie kupił)
  • 19:45 – przez kabinę przeszła dziewczyna z CC z wózkiem z napojami, słodyczami i przekąskami (chyba nikt nie kupił)
  • 19:47 – rozpoczęliśmy zniżanie
  • 19:50 – kapitan włączył sygnalizację „Zapiąć pasy”
  • 20:00 – wylądowaliśmy na pasie na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku.

Pół godPod nami Trójmiasto...ziny. 30 minut i już w Gdańsku!Najkrótszy lot, w jakim miałem okazję brać udział 🙂

 

Z lotniskaAutobus prawie już nocny pojechaliśmy na Orunię, gdzie obecnie mieszka moja Mama – autobusem 210, zajęło nam to 40 min. Hm. 🙂
Po przybyciu na miejsce, dostaliśmy pyszną zupę pomidorową i po chwili Tośka spała, wymęczona całym dniem. Ja w sumie też zbyt długo nie siedziałem i niedługo po niej udałem się na odpoczynek…

WMI-GDN FR5033 (Flightradar24.com)

Następnego dnia była niedziela i rano chcieliśmy pojechać na plażę…

cdn…